WŚRÓD KARACZAJÓW – ROBERT BORYCZKA

Robert Boryczka w 1996 roku wyjechał z rodziną i polskim zespołem misyjnym do Rostowa nad Donem w Rosji — miasta zwanego „Bramą Kaukazu”. Siedmioletnia praca misyjna została opisana w książce pt. „Uśmiech Boga”.

Jednym z narodów kaukaskich, wśród których mieszkał Robert, są Karaczaje. Zdecydowana większość z nich to muzułmanie, choć są oni spadkobiercami średniowiecznego państwa — Alanii, gdzie ożywioną działalność misyjną prowadzili mnisi bizantyjscy. O chrześcijańskich wpływach w dzisiejszej Karaczajo-Czerkiesji świadczą lepiej lub gorzej zachowane budynki monastyrów (klasztorów). Oprócz islamu (którego rozwój wspierają bogate kraje arabskie, w szczególności Arabia Saudyjska), wśród miejscowej ludności powszechny jest też animizm z praktykowanym zwyczajem składania ofiar ze zwierząt za zmarłych i wróżbiarstwem. Powszechnie znany jest narodowy taniec Karaczajów (typowy dla ludów Kaukazu) — lezginka. Z uwagi na spustoszenie, jakiego dokonują wśród Karaczajów alkohol i narkotyki, jednym z elementów pracy misyjnej było prowadzenie ośrodków dla uzależnionych. Około 50% uczestników terapii, opartej na nauczaniu Biblii i ukierunkowanej na budowanie relacji z Chrystusem, uwalniało się od nałogu. Wolność w Chrystusie to największa potrzeba Karaczajów, jak też każdego człowieka. Pan Jezus powiedział: „Zaprawdę, zaprawdę mówię wam, że każdy, kto dopuszcza się grzechu, jest niewolnikiem grzechu. (…) Jeżeli więc Syn obdarzy was wolnością, wówczas będziecie rzeczywiście wolni.” (Jana 8,34—36)

Sytuacja chrześcijan w regionie była i wciąż jest trudna, budynki kościelne narażone są na akty agresji ze strony miejscowej ludności, która często jest wrogo nastawiana do ewangelicznych chrześcijan przez cerkiew prawosławną.

Jako podsumowanie swoich misyjnych wspomnień Robert Boryczka napisał: „Starałem się być we wszystkim posłuszny Bogu. Pomimo to, popełniałem czasami błędy, prowadząc służbę zespołu misyjnego w Rostowie. Nie było łatwo. Wspólna praca, nawet na „Niwie Pańskiej”, nie jest czymś prostym. Przez nasz zespół przewinęło się kilkanaście osób: czternastu Polaków, trzech Rosjan i dwóch Ormian. Taka różnorodność była wielkim błogosławieństwem, ale też powodem trudności. Przeżywaliśmy dużo radości, ale także małe kłótnie i duże kryzysy. A Pan Bóg nas używał w swojej łasce, pomimo naszych wad i grzechów. I za to Jemu wszelka chwała i cześć! Chyba największą radością dla mnie było głębsze poznanie mojego Boga. Boga wszechmogącego, kochającego i troszczącego się, ale i tajemniczego oraz zaskakującego swoimi rozwiązaniami. Tego, który w Chrystusie napełnia nas wszelkim błogosławieństwem duchowym po to, abyśmy istnieli ku chwale Jego majestatu”.

Warto zapoznać się z całą treścią książki, autorstwa Roberta Boryczki. To wciąż jedna z nielicznych polskich książek, traktujących o misyjnej działalności.

Dziś Robert wraz z żoną Elżbietą i najmłodszym synem mieszkają w Rabce-Zdroju gdzie są odpowiedzialni za lokalny Kościół (zbór Kościoła Baptystycznego). Robert jako dziekan Szkoły Misyjnej im. Apostoła Pawła (www.szkola-misyjna.org) i pracownik Ruchu Chrześcijańskiego Mt28 zajmuje się szkoleniem przygotowującym do służby przyszłych misjonarzy.

Robert jest również autorem książek: „Umysł i/a Bóg” oraz „Od cieni i obrazów ku rzeczywistości” które ukazały się nakładem Instytutu Wydawniczego Compassion.

WOJCIECH BORYS – MISJA W MOŁDAWII

Mołdawia to jedno z najbiedniejszych państw Europy. Problemów jest w tym kraju wiele: brak dostępu do bieżącej wody, rozbicie więzi rodzinnych wynikające z masowej emigracji zarobkowej,bezrobocie, bieda. Na problemy ekonomiczne i społeczne nakładają się problemy polityczne, jak na przykład wspieranie od wielu lat przez Rosję separatystycznej Naddniestrzańskiej Republiki Mołdawskiej, która choć niewidoczna na naszych mapach politycznych,funkcjonuje jak oddzielne państwo.

Stolica kraju — Kiszyniów, stanowi jedną z niewielu enklaw nowoczesności i rozwoju w Mołdawii, tymczasem na prowincji życie toczy się wśród powszechnej biedy i braku perspektyw na lepszą przyszłość.

W Mołdawii od wielu lat pracuje misyjnie Wojtek Borys — założyciel i dyrektor Misji Przyjaciół Dzieci. Działania misyjne obejmują m.in. wsparcie edukacyjne dzieci i młodzieży, organizowanie letnich ewangelizacji dla dzieci z mołdawskich wiosek, pomoc medyczną (zaopatrywanie miejscowej ludności w aparaty słuchowe i okulary) czy też integrowanie lokalnego środowiska ewangelicznie wierzących chrześcijan. Ważnym aspektem pracy w Mołdawii jest też wspieranie antyaborcyjnych działań mołdawskiej Misji Liora.

Bazą dla działań misyjnych jest miasto Strășeni (żyje w nim ok. 18 tysięcy mieszkańców), gdzie znajduje się Dom Misyjny Metanoia — miejsce spotkań Mołdawian i Polaków, a przede wszystkim miejsce, gdzie spotykają się dzieci. Od poniedziałku do piątku mają one możliwość skorzystania z oferty klubu gier planszowych, uczestniczą w studium biblijnym, spędzają czas na zabawie w ogrodzie (przy dobrej pogodzie)lub w murach budynku. Metanoia to również baza noclegowa i wypadowa dla grup Polaków, którzy zaangażowani są w niesienie pomocy i różne projekty misyjne.

Letnie ewangelizacje dzieci to intensywny(przeważnie pięciodniowy) czas zabaw, wspólnego śpiewania piosenek, konkursów i opowieści, z których najważniejszą jest historia o Jezusie Chrystusie. Każdy z pięciu dni poświęcony jest innej prawdzie zawartej w Biblii. O tych pięciu biblijnych prawdach mówi również pięciokolorowa flaga, przypomina o nich także pięć kolorowych koralików na bransoletkach, które otrzymują uczestnicy letnich ewangelizacji. Kolor złoty/żółty odzwierciedla prawdę o Niebie i kochającym Bogu, kolor czarny symbolizuje prawdę o grzechu i jego konsekwencjach, kolor czerwony odnosi się do zbawiennej ofiary Pana Jezusa na krzyżu,ofiary zapewniającej nam możliwość bycia czystym i usprawiedliwionym przed Bogiem (kolor biały). Jest wreszcie kolor zielony, mówiący o konieczności wzrastania w wierze i łasce Bożej.

Praca z dziećmi to wielki przywilej i odpowiedzialność. Przywilej, gdyż Pan Jezus powiedział: „Pozwólcie dzieciom przychodzić do Mnie, nie przeszkadzajcie im, bo do takich jak one należy Królestwo Boże” (Łukasza 18, 16), a odpowiedzialność, ponieważ to, czym nasycimy dzieci w młodości, często staje się wzorcem wiary i przekonań na późniejsze lata.

Mołdawia według słów Wojtka Borysa to „mały kraj,który potrzebuje naszych wielkich serc”. Wojtek i Kasia Borys wraz z Tomkiem i Hanią mieszkają w Skoczowie. Kontakt z Wojtkiem jest możliwy poprzez stronę internetową: www.mpd.org.pl

MISJA NA SYBERII – AGNIESZKA I MICHAŁ DOMAGAŁOWIE

Agnieszka i Michał Domagałowie są misjonarzami i tłumaczami Biblii. Przez sześć lat mieszkali wśród Chakasów, gdzie byli zaangażowani w projekt tłumaczenia Nowego Testamentu na lokalny język. W kolejnych latach pracowali wśród Ewenów, Ewenków i Jakutów na północy Syberii. Aktualnie Michał koordynuje pracę misyjną wśród ludów zamieszkujących Rosję.

Ich doświadczenia misyjne są szczególne. Mieszkając w Chakasji z dziećmi (Borysem i Krzesimirem), „wtopili” się w miejscową ludność, żyjąc w tradycyjnym chakaskim drewnianym domu i uczestnicząc w codziennym życiu, typowym dla mieszkańców tej syberyjskiej republiki. Swoje wspomnienia z pracy misyjnej wśród Chakasów opisali w książce pt. „Syberia z okna misjonarza”, gdzie znajdziemy wiele interesujących wątków kulturowych. Dowiadujemy się z niej o wyzwaniach, na jakie natrafili tłumacze nowotestamentowych tekstów. W ich książce czytamy m.in.: „W języku chakaskim wątroba stanowi siedlisko dobrych uczuć. Specjalny przymiotnik oznaczający „dobry, kochający, dobrze odnoszący się innych” pochodzi od słowa „wątroba” i jeżeli bawić się w dosłowne tłumaczenie, to po chakasku „człowiek dobry i kochający” oznacza „człowieka wątrobianego”. „Wątrobowość” jest w naszym tłumaczeniu odpowiednikiem słowa „łaskawość”. Prawda, że ładnie? (…) Mieliśmy kiedyś ciekawą dyskusję nad słownikowym znaczeniem słowa „gniew”. Jeden z chakaskich wyrazów określających „gniew” jednocześnie znaczy „zasmucenie”, „przeżywanie”. (…) Dla nas gniew to złość, tupanie nogami, dość agresywne wylewanie swoich uczuć. Natomiast dla Chakasów, którzy bardziej należą do kultury spokojnego Wschodu, takie okazywanie gniewu jest niewłaściwe. Trzeba tłumić go wewnątrz siebie, nie okazywać na zewnątrz, dlatego w ich pojęciu jest to bardziej uczucie związane z wewnętrznym przeżywaniem i smutkiem niż z typowym europejskim wybuchem”.

W innym miejscu książki, możemy przeczytać taką refleksję: „Chakasi są bardzo wrażliwi emocjonalnie i duchowo. Dla nich nie tylko w rozmowie liczy się, co mówisz, ale bardzo zwracają uwagę na to, jak mówisz, „z jakiego ducha” mówisz. Tak to określają, Oni czują, że „serce się rozgrzewa”, gdy mówisz albo „twój duch dotyka mojego ducha”, „jestem poruszony w sercu”, „czuję ciepło na sercu”, „światło zstępuje, gdy mówisz”. Gdy siedzą obok kogoś, potrafią czuć tę drugą osobę i jej ducha. Bardzo poważnie traktują „duchową” rzeczywistość. Nic nie wydaje się im śmieszne z tych rzeczy, które dla dzisiejszego zeświecczonego Europejczyka są bajkami. Chakas nigdy nie wybuduje domu na miejscu kurhanu (starożytnego grobu, których mnóstwo na stepach i wokół wsi chakaskich), bo wie, że będzie mieszkał z duchem zmarłego człowieka. Niejednemu się to w przeszłości zdarzyło, a to za sprawą „Ruskich”, którzy budowali domy gdzie popadło, nie licząc się z opiniami Chakasów, czyli nie wierząc w ich „bajki” o duchach. Zauważyliśmy, że ta wrażliwość ma też swoje pozytywne strony i jest często używana przez Boga, który przemawia do nich poprzez sny i wizje. To jest coś, co trafia prosto do serca, a nie do intelektu, niezbyt cenionego jako źródło oceny rzeczywistości”.

Warto zapoznać się z pełnym tekstem książki pt. „Syberia z okna misjonarza” autorstwa Agnieszki i Michała Domagałów.

Na co dzień Michał i Agnieszka z dwójką synów mieszkają w Giżycku, gdzie Michał jest pastorem w zborze Kościoła Chrześcijan Baptystów (www.gizycko.baptysci.pl).

MISJA W ETIOPII – IZA KARPIENIA

„Większości ludzi słowo Etiopia kojarzy się z przeraźliwym głodem, suszą i obrazami ogromnie wychudzonych ludzi. Nie są to, bynajmniej, mylne skojarzenia. Etiopia, jak większość afrykańskich krajów, w 80% utrzymuje się z rolnictwa — w praktyce oznacza to, że zniszczone suszą zbiory to tragedia milionów ludzi, którzy w poszukiwaniu ratunku ruszają do miast i… żebrzą. Tak wygląda sytuacja i trzeba się w niej odnaleźć, pozostając w zgodzie z Bogiem i własnym sumieniem. Nie jest to łatwe zadanie i ciągle zmagam się z tym w moim sercu, mijając co krok matkę z dzieckiem, z trójką dzieci, babcie z dziećmi, babcie z dzieckiem, trędowatych w różnym wieku. Siedzą na ulicy i wyciągają ręce lub chodzą od bramy do bramy, lub zaczepiają na ulicy. Komu coś dać, kogo pominąć, jak wygląda prawdziwa i długofalowa pomoc?”. Tak o swoim spotkaniu z Etiopią napisała polska misjonarka Iza Karpienia.

Iza mieszka w Etiopii od kilkunastu lat. Pracuje tam z ramienia Biblijnego Stowarzyszenia Misyjnego. Wyjechała z zamiarem współpracy z lokalnymi kościołami w dziedzinie alfabetyzacji (podstawowej edukacji: nauczania pisania i czytania). Tam poznała swojego męża — Tamyru Tybebu. Projekt Izy związany był z językiem gamo. Wszystkie materiały alfabetyzacyjne, które ukazały się w tym języku, zostały przygotowane pod jej kierownictwem. Równolegle z pracą alfabetyzacji trwała praca nad tłumaczeniem Nowego Testamentu, którego pełne wydanie ukazało się w 2012 roku. Dziś Iza i Tamyru wciąż są zaangażowani w promocję i upowszechnianie Słowa Bożego wśród mieszkańców Etiopii.

Bieżące informacje o misyjnej pracy w Etiopii, a także w innych krajach, można znaleźć na stronie Biblijnego Stowarzyszenia Misyjnego: www.bsm.org.pl lub w wydawanym przez BSM kwartalniku „Idźcie”.

MISJA W UGANDZIE – HONORATA I PIOTR WĄSOWSCY

Wszystko zaczęło się od niepozornego słowa „Uganda”, które Honorata Wąsowska usłyszała w swoim sercu w trakcie modlitwy i postu, kiedy przebywała w Australii.

Jak każde słowo od Boga, i to miało w sobie potencjał, by zmienić życie wielu ludzi. W tym przypadku chodziło m.in. o sieroty mieszkające w zachodniej Ugandzie, w dystrykcie Kyenjojo. Dzieło rozpoczęte przez Boga w 2007 r. rozrasta się i coraz więcej ludzi z Ugandy oraz z Polski angażuje się w pomoc. Prowadzonych jest szereg projektów, które koordynowane są obecnie przez małżeństwo Honoratę i Piotra Wąsowskich. Misyjną drogę Honoraty Wąsowskiej — dziewczyny z Ugandy, można poznać bliżej dzięki książce pt. „Aby do czegoś dojść… trzeba wyruszyć w drogę”, która jest zbiorem myśli i refleksji zrodzonych podczas wyjazdów misyjnych.

W opowieści Honoraty pojawiała się często postać pewnej kobiety, założycielki organizacji Bringing Hope To The Family. Tak o niej Honorata pisze w swojej książce: „Jej imię w języku angielskim — Faith znaczy wiara. Jej drugie imię — Kunihira, w ich lokalnym języku Rutooro znaczy nadzieja, a trzecie imię, które nosi — Filo, jest tłumaczone jako miłość. Faktycznie widzę to na własne oczy, że ona jest kobietą wiary, nadziei i miłości. W ciągu siedmioletniej historii Bringing Hope To The Family pomogła tysiącom katolików, anglikanów, protestantów, muzułmanów i niewierzących. W jej życiu widzę praktyczne zastosowanie słów Apostoła Pawła: Postępujcie drogą miłości, bo i Chrystus nas ukochał i dla naszego ratunku dobrowolnie złożył siebie Bogu na ofiarę niczym piękny zapach.

Powołana do koordynowania działań w Ugandzie, Misja Brama Nadziei (ang. Gate of Hope) odpowiada za realizacje różnorodnych przedsięwzięć. Zaliczamy do nich: przedszkole i szkołę „King David”, dom „Agape” dla dziewcząt z dziećmi w kryzysowej sytuacji czy Polski Dom Misyjny w Kaihurze. Misja wspiera edukację dzieci poprzez pomoc finansową w ramach adopcji serca i szkolenia nauczycieli, organizuje cyklicznie (co dwa tygodnie) wiejskie ewangelizacje dzieci oraz organizuje liczne akcje wsparcia dla potrzebujących, np. „mały biznes dla wdowy”.

Wszelkie działania, które są podejmowane przez Honoratę i Piotra w Ugandzie, zostały zrelacjonowane i wciąż są opisywane na stronie internetowej: www.misjafryka.wordpress.com

Honorata i Piotr Wąsowscy mieszkają w Kaliszu i są, oprócz misji w Ugandzie, zaangażowani w pracę zboru Kościoła Bożego w Chrystusie w Kaliszu. Piotr, jako terapeuta uzależnień, organizuje też pomoc dla osób w kryzysowej sytuacji.

MISJA W GHANIE – MONIKA QUARCOO (KACZMARCZYK)

Życie może być piękne, szczególnie wtedy, gdy możemy je przeżywać z innymi i kiedy możemy żyć dla innych. Z lektury Dziejów Apostolskich dowiadujemy się, że „Szczęście polega bardziej na dawaniu niż braniu” (Dzieje 20,35). Tego rodzaju szczęścia doświadczyła Monika Kaczmarzyk (obecnie Quarcoo), pracując na rzecz dzieci z wioski Duadze w Ghanie. Historia Moniki, skromnej dziewczyny z Częstochowy, jest szalona i niezwykła. Dwa lata temu (w 2013 roku), kiedy po raz pierwszy wyjechała do Ghany, widziała grupę kobiet pracujących przy wyrabianiu oleju palmowego. Kobietom przy pracy towarzyszyły małe dzieci, które nie miały dla siebie bezpiecznego miejsca do zabawy. Obserwacja rzeczywistości przerodziła się w pragnienie, by pomóc. Dziś w małej ghańskiej miejscowości Duadze funkcjonuje przedszkole im. Janusza Korczaka. Jest to miejsce, gdzie dzieci mogą bezpiecznie się bawić i uczyć pod opieką lokalnych nauczycieli i wolontariuszy z Polski. Działalność Moniki została doceniona przez lokalną społeczność, tytuł „Królowej Rozwoju Duadze — opiekunki kobiet i dzieci” pozwala jej przemawiać z autorytetem do mieszkańców i otwiera drzwi do efektywnej pracy, szczególnie na rzecz edukacji najmłodszych.

W jednym z wpisów na blogu Moniki czytamy: „Albert Einstein powiedział, że życie poświęcone drugiemu człowiekowi warte jest przeżycia. Jezus Chrystus powiedział, że bardziej błogosławioną rzeczą jest dawać aniżeli brać. Jak wygląda twoje życie? Gdy wchodzisz do swojego życiowego muzeum, to co w nim widzisz? Ja jakiś czas temu podjęłam pewne ważne decyzje. Moje życie nie należy do mnie samej, a więc do kogo? Do tego Jedynego BOGA, który w tak kreatywny sposób stworzył ten kawałek świata, na którym przyszło mi żyć… Myślę, że nigdy nie przeszłoby mi przez myśl, że przed 30. rozpocznę »karierę« królowej w ghańskiej wiosce, że wraz z grupą przyjaciół wybuduję przedszkole na dalekim krańcu świata, że przypadnie mi w udziale opieka nad 80. rozkosznych afrykańskich buziek, że zostanę reprezentantką Ghany w Polsce, że będę poznawać niezwykle ciekawych ludzi czy że będę planować życie w kraju, w którym mówi się w innym języku od mojego ojczystego…”

W 2015 roku Monika ponownie wyjechała do Ghany, aby koordynować działania edukacyjne wśród dzieci z Duadze. Jej pracę wspierają lokalny kościół — Kościół Zielonoświątkowy Kanaan w Oleśnie, a także Instytut Afrykański z siedzibą w Łodzi oraz wielu ludzi dobrej woli.

W styczniu 2016 roku Monika Kaczmarzyk (Quarcoo) zarejestrowała w Ghanie fundację: Start From Ghana Foundation. Według jej własnych słów ta fundacja „to pomysł na mądre i efektywne pomaganie, który zrodził się w polskim i ghańskim sercu. Łączymy pasję z niezwykłym doświadczeniem tego kawałka świata, by móc efektywnie realizować działalność charytatywną w środowiskach wiejskich i mniejszych miasteczkach w Ghanie”.

Blog Moniki dostępny jest pod adresem: www.kropkadot.blogspot.com

BEATA WOŹNA – MISJONARKA WŚRÓD PAPUASÓW

Beata Woźna to ważna postać polskiej siatkówki. Z klubem z Bielska-Białej wywalczyła pięć tytułów mistrzowskich. Reprezentowała Polskę na mistrzostwach Europy w Holandii oraz mistrzostwach świata na Węgrzech. Wskutek choroby serca nie mogła kontynuować kariery siatkarskiej. W 2001 roku wyjechała do Papui-Nowej Gwinei, by w roku 2002 zamieszkać na Wyspach Ninigo na Południowym Pacyfiku. Wraz z grupą misjonarzy z różnych narodów rozpoczęła pracę alfabetyzacji z Ludem Seimat, aby stworzyć język pisany i przetłumaczyć Biblię z języka greckiego na język seimat. Papuasi, z którymi zżyła się misjonarka, reprezentują kulturę przetrwania, gdzie egoizm jest nieopłacalny. Są też przedstawicielami kultury „słuchania”, lubią słuchać opowieści i lubią te zasłyszane opowieści inscenizować. Przetłumaczony tekst Nowego Testamentu jest przedmiotem dyskusji i rozważań. Praca nad tłumaczeniem Nowego Testamentu trwała wiele lat i została zakończona w 2013 roku.

W uroczystej dedykacji NT dla ludu Seimat, w maju 2013 roku, na małej wyspie Patexux, wzięła udział 13-osobowa delegacja Biblijnego Stowarzyszenia Misyjnego, które jako członek Misji Wycliffe’a (Wycliffe Global Alliance), od początku wspierało Beatę w jej służbie. Pośród Polaków obecnych na tej uroczystości, był również dziennikarz Szymon Hołownia, który podzielił się swoją refleksją w tekście dla „Rzeczypospolitej“ „Dwie lekcje z końca świata”. Czytamy w nim: „Należące do Papui-Nowej Gwinei wyspy Ninigo i Hermit w Archipelagu Bismarcka to 106 fragmentów gruntu i koralowych raf rozrzuconych po próbującym je wchłonąć południowym Pacyfiku. Ludzie żyją na kilkunastu, kilka przeznaczyli na wyspy-ogrody, na których uprawiają ziemię. Na wyspie Mal są podstawówka i łąka, na której co kilka miesięcy ląduje misjonarski samolot. Na wyspie Pataxux jest radio, przez które można próbować wezwać pomoc. Do najbliższego miasta jest 370 kilometrów oceanu. Dwa–trzy dni łodzią. Tyle spędził w prymitywnej motorówce miejscowy starosta, którego poznaję na plaży na Pataxux. Wraz ze świtą spieszy na największą w historii wysp uroczystość. Dwie świeckie misjonarki, Beata Woźna i Theresa Wilson, spędziły dziesięć lat, kodyfikując język Seimat, którym mówi 1,5-tysięczna populacja Ninigo. Nauczyły ludzi czytać, przetłumaczyły i wydały Nowy Testament. Gdy uroczyście otwierają kartony z drukarni, ludzie płaczą. Pierwsza książka w ich języku. I pierwsza tak liczna wizyta: 12 obcokrajowców naraz. Na nasz przyjazd gorączkowo szykowali się od miesięcy. Hodowali świnie, żółwie, budowali chałupy, „morskie toalety” (sławojki na molo nad laguną, w okolicznościach toaletowych spoglądasz w dół, a pod tobą przepływa cały sklep zoologiczny). Poruszające mowy tutejszych oficjeli trwają parę godzin. Później misjonarze, w końcu my: wystąpienia w imieniu Kościołów, ja mam list od ministra Sikorskiego. Po przerwie obiadowej eventu ciąg dalszy: każdy może coś powiedzieć, zatańczyć, opowiedzieć dowcip lub zaśpiewać. To, co dzieje się dziś na Ninigo, to przecież nie tylko wydarzenie kulturowe, religijne, ale też odwrócenie kolonialnej logiki, największej trucizny ludzkości (zawsze, gdy ludzie myślą, że świat służy do podbijania i używania, życie na ziemi staje się koszmarem). Po Niemcach, którzy 100 lat temu wywozili stąd co się da, zostały dwie kupki gruzu oraz trochę rozsianych w populacji genów. Po Beacie i Teresie — które zamiast brać, dały temu światu siebie — ślad będzie tu na zawsze. Lekcja druga. Na Ninigo i Hermit nie ma prądu. Nie ma Internetu, telefonów. Nie ma sklepu. Były pieniądze, ale odkąd rząd zabronił połowów strzykw sprzedawanych Chińczykom, pieniędzy też nie ma. Nie ma gazet. Czy ludzie żyją? Żyją. Niemożliwe do wyobrażenia dla nas, dla których wahnięcie kursu euro o złotówkę oznaczałoby definitywny koniec świata. Oni wciąż je mają, my pojęcia „życie” oraz „szczęście” już przehandlowaliśmy. Za co? I czy warto było?”.

Beata Woźna jest pracownikiem Wycliffe Bible Translators (www.wycliffe.org), której przedstawicielem w Polsce jest Biblijne Stowarzyszenie Misyjne z siedzibą w Ustroniu. W ramach tej misji misjonarze mają możliwość pracy nad alfabetyzacją języków niemających jeszcze formy pisanej oraz zajmują się tłumaczeniem Nowego Testamentu na języki ludów, które nie mają dostępu do Ewangelii.